0227 wikunie z NTC w tle

Wikunie z wulkanem NTC w tle

 

Poranek kolejnego dnia przywitał nas niespodzianką. Pomimo intensywnych poszukiwań nie znaleźliśmy 9-ciu bochenków chleba, które kupiliśmy na śniadania na następny tydzień. Po dłuższych rozważaniach podejrzenia padły na kręcące się wokół obozu lisy pustynne. Jednakże sporym zaskoczeniem dla nas było to, że nie znaleźliśmy żadnych śladów „przestępstwa”. Nie było ani okruszków chleba, ani porwanej folii, nie brakowało także innego suchego prowiantu. Wyglądało to na precyzyjnie przeprowadzoną akcję. Janek, wychodząc w środku nocy dostrzegł na skraju obozu cztery pary oczu, więc dodaliśmy dwa do dwóch i wygląda na to, że sprytne rudzielce w kilku rundach nocnego „polowania” wyniosły w pyskach cały nasz zapas chleba. Mamy jeszcze sporo innego prowiantu śniadaniowego, ale ta sytuacja ogranicza nam różnorodność posiłków.

Część grupy udała się na kilkugodzinne trekkingi osiągając wysokość ok. 4300 metrów. Pogoda w ciągu dnia była dobra, choć wiał dość silny wiatr, który trochę wychładzał. Po południu masyw Tres Cruces, zasnuł się w całości grubą pokrywą chmur – oczywiście wolelibyśmy raczej widok czystego nieba, jak przez dwa poprzednie dni. Po drugiej, zachodniej stronie nieba także pojawiły się chmury kłębiaste, z których nawet pokropił przelotny deszcz. Cóż, rozrzucone gdzieniegdzie kępy suchych traw skądś muszą czerpać wilgoć, choć dla nas była to kolejna tego dnia niespodzianka.